PDA

Zobacz pełną wersję : [słowa pisane] Wojna z mieszańcami.


Howking
22-05-11, 17:06
Wojna z mieszańcami.
Rozdział I
**

Wiesz... Jak mi świsnęło obok ucha, myślałem, że serce mi wysiądzie. Te cholerne kreatury walą w kogo popadnie tymi strzałami. Walnięte jakieś są, nie?
- Wiesz, to w sumie nasza wina, że tak agresywnie są do nas nastawione. Samiśmy ich gonili jak najdalej od nas. A chciały pokoju - odpowiedział, wyraźnie zakłopotany mężczyzna.
- No co ty wygadujesz! To przecież mieszańce, nie mają prawa istnieć na naszych terenach!
- Boże, Harold, uspokój się. Jest noc, jesteśmy na barykadzie. Chyba nie chcesz ściągać tych ścierw znowu? Pamiętasz, co było kilka tygodni temu? Gdyby ci z dolnej nie przyszli patrolując to by nas wyżarły żywcem - starał się, strażnik prawdopodobnie, uspokoić kolegę.
- A by ci rzyć wyżarło, cholerna pasidupo! Tylko siedzieć i chlać grzańca ci się chce! Po co cię tutaj dawali, jak boga kocham...
- Dobra, dobra. Już nic nie mówię - wyrecytował dla świętego spokoju. - Ale czekaj... Czy ci zmiennicy nie powinni już tu być? Dostaliśmy wyraźną informację - i zaczął czytać z kartki - "Jak noc ciemna, tak zmienić was przyjdą z miasta chłopy. Wyczekujcie cierpliwie, pilnujcie warty". Co o tym myślisz? Może ich co na drodze spotkało? - jakby ze strachem dodał.
- E tam, Harold, pewnie jeszcze po drodze na dolną pogadać zaszli. Nie trzęś portkami, zaraz tu będą!
Noc była późna, jak owy strażnik barykady, Koras, już wspominał. Księżyc zza chmur lekko oświetlał ciemność poza kręgiem bladego, lekko złotego światła wydzielanego przez ciepłe ognisko. Obaj mężczyźni siedzieli wygodnie po dwóch stronach paleniska i od czasu do czasu gawędzili, popijali grzaniec, napój herbatopodobny z, jak na facetów przystało, sporą domieszką gorzałki. Co jakiś czas ogień przygasał, ale nie na długo, bo jeden ze strażników od razu się zrywał na nogi i dorzucał ciężkie bele drewna co powodowało natychmiastowy rozbłysk rażącego, przyjemnego światła. Nagle, całkiem niespodziewanie, usłyszeli ciche szelesty, jakby szybkie odgłosy biegania. Jednak nie były to ludzkie stopy, z całą pewnością. Przestraszeni, wyrwani z sielanki i odpoczynku, zerwali się, podciągnęli na nogi i zaczęli chwytać za miecze leżące nieopodal. Szybkimi, zwinnymi ruchami wskoczyli na wysoką barykadę i zaczęli nerwowo rozglądać się i wytężać wzrok w ciemności.
- Sł-słuchaj... C-co to b-b-było? M-m... Może ci zmiennicy... No wiesz, może sobie jaja robią? - z wyraźnym i dobitnym strachem zapytał Harold.
- Szczerze... Nie sądzę. Tak głupi to aż nie są. Jakoś wydaje mi się, że chcieliby uniknąć utraty głowy...
- N-no... Może - kiwnął nerwowo głową.
Znowu to samo. Szelest, szybkie ruchy, nienaturalnie szybkie i głośne bicie serca obu wartowników.
- Nie, nie! Ja mam dość! Wyłaź, pokrako! Wyłaź! Walcz! - zaczął krzyczeć jak opętany Harold.
- USPOKÓJ SIĘ!
- NIE! NIE! JA MAM DOŚĆ! ONI POWINNI BYĆ TU JUŻ DAWNO! CO TU SIĘ DZIEJE, NO CO? POWIEDZ! - zaczął kłócić się z Korasem.
Koras, nie zdążywszy zareagować, wyciągając za późno rękę, nie dał rady złapać Harolda, który w kilka sekund zeskoczył z barykady i pobiegł z mieczem w ręku wykrzykując wulgaryzmy w stronę krzaków i drzew, z których dobiegały szelesty. Koras, nie zważywszy na niebezpieczeństwo, rzucił się za nim. Ledwie jednak zdążył wybiec poza krąg światła dostarczany przez ognisko, upadł na ziemię jak długi. Poczuł długi, przeszywający całe ciało ból poczynający promieniować z okolic potylicy. "Jakby mi szpadlem wyjebali..." i momentalnie zemdlał. Słyszał jeszcze przez chwilę szmery nad swoją głową, poczuł, że go unoszą i już całkiem odleciał i stracił świadomość tego, co się dzieje.


Drodzy forumowicze. Zastrzegam sobie jakiekolwiek prawa do tego tekstu i przyszłych, które będą publikowane. Kopiowanie tylko za moją zgodą. Jestem jedynym właścicielem w/w tekstu. Następne części będą na dniach, proszę o szczere komentarze, krytykę i opinie, dzięki!

Odnośniki do rozdziałów:

1 rozdział (https://forum.altaron.pl/showpost.php?p=9449&postcount=1)

2 rozdział (https://forum.altaron.pl/showpost.php?p=10284&postcount=6)

Howking
22-05-11, 17:18
Znalazłem tylko trzy błędy, bardzo dobry tekst! Czekam na następny rozdział! ;)

Co do Księżyć i podciągneli - dzięki.
Herbatopodobny nie jest błędem ;)

Fiefióra
23-05-11, 16:58
Fajne, chociaż to tylko prolog i nie ma za wiele do oceniania to fajnei się zapowiada.

Keep going.

gonzoraz
24-05-11, 13:54
No fajne zrób książeczke :rolleyes:

Howking
24-05-11, 20:11
Podstęp

Miłe trzaskanie palonego drewna, ciche szmery, jakby szepty, pobudzający wyobraźnię mocny zapach wołowiny palonej na ognisku, zapachowe wonie kadzideł. To wszystko było wyczuwalne i wydawało się tak nienaturalną rzeczą, że człowiek mógłby uznać, że jest w raju. Od czasu do czasu dało się dosłyszeć, jak ktoś podnosi głos, ale po chwili znów te same szeptania. Tak, zdecydowanie było coś nie tak, ale nie można było się oprzeć pokusie leżenia, jak się wydawało, na czymś miękkim i zadowalania się tymi zapachami i odgłosami. Czuć się można było tak beztrosko…
Ale jednak, musiał sprawdzić co tu jest grane. Miał chwilowe przebłyski sprzed, prawdopodobnie, kilku godzin, jak to dostał w głowę czymś twardym, jak przeszył go ból, jak wygodnie siedział na warcie. No właśnie. Na warcie! A teraz? Leży w pół-przytomny i nie wie tak naprawdę co tu jest grane i gdzie się znajduje…

Spróbował otworzyć oczy raz, potem drugi, trzeci… Aż w końcu, jakby cudem, udało mu się rozchylić powieki sklejone grubą warstwą ropy i przejrzeć na oczy. Leżał na wyłożonym trawą leżaku z patyków wśród tych, których nienawidził. Siedzieli przy ogniu jak gdyby nigdy nic, jakby jego, Korasa tam nie było. A jednak, co jakiś czas pozwalali sobie na ukradkowe spojrzenia w jego stronę. Obrócił lekko głowę tak, aby tego nie dostrzegli i analizował sytuację. Był z pewnością w jakimś obozie. Nie było tam tylko tych dwóch stworzeń tylko więcej, znacznie więcej. Krzątali się to tu – to tam, prawdopodobnie mieli jakieś rozkazy, bo wykonywali wszystko starannie i szybko. Była ich tam masa, nie był w stanie policzyć nawet ilu. Nie miał pojęcia, czy jeszcze długo przeżyje i gdzie jest jego kolega z warty, bojaźliwy Harold. Zastanawiał się jednak, czy powinien wciąż nazywać Harolda bojaźliwym, bo, jakby nie patrzeć, to on wybiegł do nich pierwszy chcąc walczyć, a teraz sam leży tutaj i trzęsie się na samą myśl co mogą mu zrobić. Niespodziewanie zaczął słyszeć trochę dalej od jego położenia donośne głosy, akcentowane bardzo dziwnie, zdecydowanie w sposób odmienny niż ludzki.

- Co on tu jeszcze robi?! Dostaliście wyraźne rozkazy wyniesienia go do kwatery doświadczalnej, co wy wyrabiacie?!
- No… Panie komandorze… Tylko odpocząć chcieliśmy, ciężki on jak cholera! My już mieliśmy go nieść dalej, naprawdę! – wyraźnie przestraszonym głosem, podobnym do Harolda, kiedy zaczęli słyszeć szmery w oddali tłumaczył mieszaniec.
- Pewnie, pewnie. Dajcie mi już spokój, zanieście go do kwatery doświadczalnej, ale już. Wykonać rozkaz na jednej nodze! – zdecydowanym warknięciem zaakcentował koniec wypowiedzi i pospieszył w nieznaną stronę.
- No, X’ar, podnosimy go. Oj, przestań się ociągać, dawaj, chyba nie chcesz stracić wszczepu, co? No właśnie. Na trzy. Raz… Dwa… Trzy!

W tym momencie poczuł jak się unosi i porusza, jakby lewitował w powietrzu. Nieśli go po nierównej powierzchni, był tego pewien, bo czuł i słyszał jak ciągle któryś z nich się potyka i rzuca wulgaryzmami na lewo i prawo. Uchylając co jakiś czas powieki wciąż widać było te kreatury krzątające się po całej wiosce. Wszystko wskazywało jednak, że są w mieście. I to dużym mieście, bo cały czas widział budynki zbudowane z czegoś, co przypominało cegły i improwizowane latarnie. Była ich masa. Domki nie miały zadaszeń z prawdziwego zdarzenia tylko położone kilka liści na krzyż z wielkimi prześwitami. Prawie wszędzie walały się jakieś odchody i kałuże niewiadomej substancji, która wyglądała jak kwas. Pozwalając działać wyobraźni, Koras pomyślał, że stojące obok każdego domu wychodki bez zabudowania są tylko na pokaz, bo nie byłoby tak brudno, gdyby były używane. Doświadczał niemiłych zapachów i widoków, mieszańcy nie mieli żadnych zahamowań. Gdy tylko któryś z nich umierał, od razu go zjadali, nawet na oczach człowieka, którego nieśli do jakiejś „kwatery doświadczalnej”. Nie wiedział tak naprawdę, czy jest to cywilizacja zaawansowana technologicznie lub nie, w każdym razie dzielnica, przez która go nieśli na pewno na to nie wskazywała. Wyglądała ona na slumsy przypominające mu te same z jego rodzinnego miasta, Tawerii, których tak nie znosił, kiedy musiał je patrolować. Czuł niepokój, gdy tylko słyszał płacz niezwykle podobny do ludzkiego, bo mógł to być jego przyjaciel. To wszystko zapewniało go, że jest w wielkim niebezpieczeństwie, a wciąż nie wie co z Haroldem.
Mieszańcy, którzy nie mieli nic do roboty wciąż mu się przyglądali z uwagą, niektórzy też podążali za nim, jednak większość po chwili zaniechiwała tej czynności. W ogóle nie okazywali żadnego zainteresowania, tak, jakby człowiek niesiony przez dwóch strażników było dla nich widokiem normalnym. Wnioskował, że podróżuje w powietrzu już około godziny i nie miał już chęci patrzeć na okolice, więc zamknął oczy i zaczął rozmyślać.

„Jeżeli coś stanie się Haroldowi, to sobie tego nie wybaczę. Jak mogłem dopuścić do takiej głupoty?!”.

Po długim czasie rozległ się głos jednego z niosących go stworzeń. Jeszcze go nie słyszał, ale czuł obrzydzenie jeszcze przez długi czas po rozbrzmieniu jego słów.

- Warta, to my! Niesiemy obiekt nr 42!
- Tak, tak. Jasne, wchodźcie. – Powiedział znudzonym głosem wartownik.
Rozległ się głośny odgłos otwieranego zamka i skrzypienie. Poczuł ból w uszach myśląc, że nigdy jeszcze nie słyszał tak okropnego dźwięku. Gdy go wnosili do zabudowania poczuł chłodne powietrze dostające się głęboko w nozdrza i orzeźwiające umysł, jednak nie było to jedyne uczucie, bo chwile po tym poczuł także zapach zgniłego mięsa, jakby ludzkiego. Wiele razy doświadczał tego, ale tu wszystko było gorsze. Co jakiś czas słychać było pojękiwania. Chciał zobaczyć, co się dzieje, ale z jakiegoś powodu jego powieki odmawiały mu posłuszeństwa i leżał niepewnym co go czeka. W którymś momencie jeden ze strażników niosących jego nosze potknął się i zaczął głośno kląć, lecz Koras też poczuł to potknięcie na własnej skórze. Mieszaniec puścił go i poleciał jak długi na ziemie, gdy Koras zsunął się na zimną posadzkę uderzając głową w jakiś kamień i czując, że podobny ból jak wtedy, gdy go schwytali znów promieniuje wzdłuż kręgosłupa. Nie dał po sobie tego poznać, wciąż udawał, że mocno śpi. Nie okazał nawet grymasu na twarzy, czuł to. Strażnik szybko się podciągnął, kopnął kamień w jakiś kąt i podniósł go powrotem. Znowu wędrował po jakimś budynku na noszach odczuwając okropne zapachy mieszające się z odchodami i moczem.

Ponownie, po długim czasie poczuł, że powoli opada. Postawili go na ziemi. Słychać było, jak ktoś bawi się pękiem kluczy, po chwili charakterystyczny odgłos otwieranego zamka, to samo, bolesne skrzypienie i znów się podniósł, ale nie na długo. Postawili go ponownie, tym razem złapali za ręce i nogi i rzucili nim na coś wyłożone sianem. Prawdopodobnie miało przypominać leżak. W między czasie uderzył nogą o jakiś twardy kant i poczuł, że puchnie mu piszczel.

- Dobra, to wszystko. Zawołaj doktorka.
- Tak, tak. Już idę – ponownie powiedział znudzonym głosem jakiś strażnik i odszedł głośnym krokiem.
Po chwili wyczekiwania i ciekawości przyszedł owy „doktorek”.
- A więc to on? Świetnie! – zaskrzeczał. – Chyba go zamkniemy. Pamiętajcie, szczelnie! Po tym jak ostatnio bawiliście się z innym człowiekiem prawie nie straciliście sami przytomności od tego gazu… - poskarżył się i odszedł.
- Dobra, zamykamy. Pro’sh, zapuścisz gazu jak ci powiem.

Odgłos zamykanego zamka, bolesne skrzypienie i cisza. Jakby znalazł się w próżni. Nie minęła minuta, a poczuł, że coś śmierdzącego dostaje się do jego pomieszczenia przez wentylacje. Nie miał siły spojrzeć, co się dzieje, poczuł tylko zapach zgniłych jajek i mięsa i po chwili znowu leżał nieprzytomny.



Zapraszam do komentowania, krytykowania i oceniania!

Eresol
25-05-11, 02:14
dawaj dalej 8)

Fiefióra
25-05-11, 17:36
Fajne, czekam na kolejne części.
Brakuje mi tylko opisu owych kreatur.

Howking
25-05-11, 17:42
Opis mieszańców w następnym rozdziale.
ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA I OCENIANIA!

Tomek119
25-05-11, 18:57
Mam błont mam błont !! :D:D

"- Co on tu jeszcze robi?! Dostaliście wyraźne rozkazy wyniesienia go do kwatery doświadczalnej, co wy wyrabiacie?!
- No… Panie komandorze… Tylko odpocząć chcieliśmy, ciężki on jak cholera! My już mieliśmy go nieść dalej, naprawdę! – wyraźnie przestraszonym głosem, podobnym do Harolda, kiedy zaczęli słyszeć szmery w oddali tłumaczył mieszaniec.
- Pewnie, pewnie. Dajcie mi już spokój, zanieście go do kwatery doświadczalnej, ale już. Wykonać rozkaz na jednej nodze! – zdecydowanym warknięciem zaakcentował koniec wypowiedzi i pospieszył w nieznaną stronę.
- No, X’ar, podnosimy go. Oj, przestań się ociągać, dawaj, chyba nie chcesz stracić wszczepu, co? No właśnie. Na trzy. Raz… Dwa… Trzy!"

powinno być chyba "mu" jak robi kroowa

Howking
25-05-11, 19:00
Nie wiem, czy robisz sobie żarty, czy nie zrozumiałeś sensu wypowiedzi.
Dlaczego "mu", skoro komandor chciał, żeby to właśnie JEMU dali spokój, komandorowi!

Tomek119
25-05-11, 19:59
No to nie zrozumiałem ;| sry :x

Van Taron
25-05-11, 20:43
No to nie zrozumiałem ;| sry :x

Dizzy, chcesz linę? Drzewo sam sobie znajdź...

blanko2222
01-06-11, 17:23
Ciekawy początek. W sumie jak czytam innych autorów to nie widzę różnicy między tobą ,a nimi. Olać w tym momencie ortografie i błędy gramatyczne ,tu się liczy wyobraźnia i sam pomysł. Na podstawie książki Alchemik Michaela Scotta mogę stwierdzić ,że piszecie "podobnie" :] Mi się podoba ,ale wolałbym odrazu z 5 rozdziałów i to dłuższych dostać. Tak po 5 minut się źle czyta ,ale to nic ;d